KAI: Obchodzony w najbliższą niedzielę Dzień Papieski przebiegać będzie pod hasłem „Św. Jan Paweł II. Ewangelia starości i cierpienia”. Wydaje się, że życie Jana Pawła II oraz jego długi pontyfikat naznaczone były cierpieniem. Ksiądz Kardynał jako osobisty sekretarz towarzyszył mu na co dzień...
Kard. Stanisław Dziwisz: Hasło tegorocznego Dnia Papieskiego jest niezmiernie ważne, tym bardziej, że temat ten jest często pomijany. A przecież rzeczywistość starości i cierpienia dotyka każdego człowieka, wpisana jest w nasz człowieczy los. Omijanie tego tematu nie pomaga spojrzeć spokojnie i mądrze na nasze życie, na jego trudne chwile.
Reklama
Życie Jana Pawła II oraz jego długi pontyfikat naznaczone były cierpieniem. Jako dziecko i jako młody człowiek przeżył śmierć swoich najbliższych. Najpierw odeszła do wieczności matka, a następnie brat Edmund - lekarz pracujący w szpitalu w Bielsku. Troszcząc się o chorą, zaraził się od niej szkarlatyną i umarł w bardzo młodym wieku. Był dla Karola nie tylko bratem, ale i przyjacielem, imponował mu, uczył go miłości do gór. Niewątpliwie wielkim cierpieniem dla przyszłego papieża była śmierć ojca, z którym zamieszkał w Krakowie przy ul. Tynieckiej. Podczas wojny chodzi codziennie do pracy w kamieniołomach i zakładach Solvaya, by uniknąć wywiezienia na roboty do Niemiec. Pewnego dnia po powrocie do domu znalazł martwego ojca przy stole, przy niedopitej szklance herbaty. Został sam.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Wspieram
Ze wspomnień Jana Pawła II wiemy, że również ojciec był dla niego przyjacielem, dbał o rozwój duchowy syna, uczył go modlitwy. Po śmierci żony udał się z Karolem do sanktuarium Matki Boskiej w Kalwarii Zebrzydowskiej i tam, przed Jej obrazem, powiedział mu: Od dziś Ona będzie Twoją matką. Być może ta chwila, to duchowe doświadczenie zaowocowało hasłem przyszłego biskupa, kardynała i papieża: Totus Tuus - Cały Twój, Maryjo. Od dzieciństwa aż do śmierci Karol Wojtyłą nosił szkaplerz. Głęboka, duchowa więź z Najświętszą Maryją Panną z pewnością pomagała mu w stawianiu czoła cierpieniu.
Po raz pierwszy Jan Paweł II został naznaczony cierpieniem na oczach całego świata podczas zamachu. Pierwszy pobyt w klinice Gemelli, tuż po zamachu, był szczególnie dramatyczny. Czy Jan Paweł II powracał do tego wydarzenia w prywatnych rozmowach? Jak Ksiądz Kardynał wspomina chwile zamachu jak również tych niepewnych godzin pobytu papieża na oddziale intensywnej terapii?
Reklama
Niewątpliwie największe doświadczenie cierpienia w życiu Jana Pawła II wiązało się z zamachem na jego życie 13 maja 1981 roku, na Placu św. Piotra, na początku audiencji generalnej. Zamach mógł położyć kres jego życiu i pontyfikatowi. Niewiele brakowało. Kula przeszyła mu ciało. W tym momencie nie było przy nim lekarza. Trzeba było błyskawicznie podejmować decyzje. Jedną z nich było udanie się ambulansem do Polikliniki Gemelli. Pędziliśmy w to majowe popołudnie, pomimo skomplikowanego ruchu na rzymskich drogach. Każda minuta mogła być ostatnia. Mogę zaświadczyć, że podczas tego wyścigu i walki o każdą sekundę, Ojciec Święty, dopóki miał świadomość, a tracił ją wraz z upływem krwi, nie był zainteresowany tym, kim był zamachowiec. Modlił się za Kościół i świat.
Do kliniki dotarł już nieprzytomny, a służby medyczne, wstrząśnięte zamachem, podjęły natychmiast walkę o uratowanie mu życia. Lekarz poinformował mnie o ciężkim stanie pacjenta. Leżącemu na stole operacyjnym Papieżowi udzieliłem sakramentu chorych. Dziś to wszystko odżywa we mnie. Wiemy, że Opatrzność Boża czuwała. Po wielogodzinnej operacji i odzyskaniu świadomości, a było to już następnego dnia, Ojciec Święty zapytał mnie, czy odmówiliśmy kompletę - wieczorną modlitwę brewiarzową. Taki był Papież.
Jaki wpływ na dalsze lata funkcjonowania Jana Pawła II miał ten zamach? Chyba od tego momentu zaczął poważnie interesować się objawieniami z Fatimy?
Przebywając na oddziale intensywnej terapii i powracając powoli do zdrowia, Ojciec Święty uświadomił sobie, że do zamachu doszło 13 maja, w liturgiczne wspomnienie Najświętszej Maryi Panny z Fatimy. Doszedł do przekonania, że to Ona uratowała mu życie. Pamiętał o trzecim sekrecie fatimskim i po tym wszystkim, co go spotkało, pragnął zapoznać się bliżej z objawieniami Matki Bożej w Fatimie. Podczas pierwszej wizyty w sanktuarium fatimskim, w rocznicę zamachu, jako znak wdzięczności i wotum zostawił Matce Bożej kulę, która go przeszyła i którą znaleziono w papieskim jeepie, w jakim objeżdżał Plac św. Piotra i pozdrawiał pielgrzymów zebranych na środowej audiencji generalnej.
Reklama
W następnych latach, w rozmowach Ojca Świętego z ludźmi padało często pytanie o zamach, ale także o rolę Matki Bożej Fatimskiej w tym dramatycznym wydarzeniu, a także pytanie związane z Jej prośbą o poświęcenie Rosji Jej Niepokalanemu Sercu. Jan Paweł uważał to za swój moralny obowiązek i wraz z całym Episkopatem dokonał aktu poświęcenia Rosji oraz krajów zniewolonych przez komunizm Niepokalanemu Sercu Maryi w obecności autentycznej figury Matki Bożej Fatimskiej na Placu św. Piotra.
Po opuszczeniu Polikliniki Gemelli i powrocie do Watykanu, Papież wznowił audiencje na tymże Placu. Otoczenie Ojca Świętego było zaniepokojone takim obrotem sprawy, ale mogę z całą odpowiedzialnością zaświadczyć, że Jan Paweł II po zamachu nie przeżywał żadnych obaw i lęków o swoje życie. Nie wyobrażał sobie, że może coś zmienić w swojej papieskiej posłudze i separować się od wiernych. Pierwsze spotkanie z pielgrzymami na Placu otwarło drogę do następnych niezliczonych spotkań, a także do kolejnych podróży apostolskich Świadka Ewangelii i nadziei, jakim był Papież przełomu drugiego i trzeciego tysiąclecia wiary chrześcijańskiej. Doświadczenie cierpienia jeszcze bardziej umocniło jego odwagę i gotowość służenia Kościołowi i światu. Osobiste cierpienie Papieża jeszcze bardziej zbliżyło go do świata ludzi cierpiących, niepełnosprawnych i w podeszłym wieku. Głosił i podkreślał, że ludzkie cierpienie ma sens. Dał temu wyraz również w swoim obszernym liście apostolskim Salvifici doloris o chrześcijańskim sensie ludzkiego cierpienia, opublikowanym 2 lutego 1984 roku.
Reklama
Później papież aż dziewięciokrotnie był hospitalizowany w rzymskiej klinice Gemelli, którą nazwał żartobliwie „trzecim Watykanem”. Proszę powiedzieć jako najbliższy świadek: jak Jan Paweł znosił cierpienie, które tak mocno naznaczyło jego pontyfikat? Czy się buntował, czy narzekał jak każdy człowiek? Jakie miejsce w Jego cierpieniu zajmowała modlitwa?
Wcześniej papieże podczas choroby, nawet poważnej, nie udawali się do szpitala. Jan Paweł II zmienił tę tradycję. Zdecydował, że w wypadku konieczności poważniejszego leczenia trzeba iść do szpitala. Pośrednio był to także sposób wyrażenia bliskości i solidarności z ludźmi cierpiącymi. Ojciec Święty nigdy nie narzekał, nie skarżył się, choć wielokrotnie przechodził przez „ciemną dolinę” bólu i cierpienia. Wyrażał wdzięczność lekarzom i służbie zdrowia za troskę o jego siły i zdrowie. Oczywiście, żył zawsze nadzieją powrotu do siebie, do Watykanu, do podjęcia służby Kościołowi. Kilkakrotnie zmuszony do hospitalizacji, przeżywał trudne chwile na modlitwie i podczas sprawowania Eucharystii, powierzając się całkowicie Bożej Opatrzności i Matce Bożej, którą nazywamy Uzdrowieniem chorych i Pocieszycielką strapionych.
Proszę powiedzieć o ostatniej drodze Jana Pawła II, od momentu operacji tracheotomii 24 lutego 2005, kiedy już na stałe utracił głos. Mówi się, że była to ostatnia, nie napisana już encyklika… Jak ten czas przeżywał Ksiądz Kardynał wraz z Janem Pawłem II? Co najbardziej utkwiło Księdzu w pamięci?
Reklama
W ostatnich tygodniach życia Jan Paweł II miał trudności z porozumiewaniem się głosem, a także z odżywianiem. Starał się cierpliwie przezwyciężać te trudności. Z całą mocą ta trudność ujawniła się podczas ostatniego wielkanocnego błogosławieństwa Urbi et Orbi. Gdy ukazał się w oknie Pałacu Papieskiego, nie potrafił wypowiedzieć słowa. Podniósł tylko rękę, aby pobłogosławić zebrane na placu św. Piotra rzesze wiernych, a także miliony ludzi na całym świecie, uczestniczące w wydarzeniu dzięki środkom przekazu.
Potem zszedł z okna, przeżywając głęboko ten smutny moment bezsilności. Powiedział wtedy z trudem do nas kilku zebranych w Sali: Jeżeli papież nie może odprawić Mszy i powiedzieć kazania, lepiej, żeby umarł. To były ostatnie słowa wypowiedziane do nas. Potem wziął kartkę i napisał dużymi literami: TOTUS TUUS.
Świat odebrał to ostatnie spotkanie z odchodzącym Papieżem jako jego niezaplanowane i wstrząsające orędzie. Tak, w pewnym sensie jako żywą encyklikę o ludzkim cierpieniu, przemawiającą do każdego człowieka, do każdego z nas.
W pięknym liście „Do braci i sióstr - ludzi w podeszłym wieku” Jan Paweł II, oprócz szeregu innych wątków, poruszył problem eutanazji, zdecydowanie się jej przeciwstawiając. Czy nie obawia się Ksiądz Kardynał, że propozycja zalegalizowania tego procederu stanie się, wcześniej czy później, tematem debaty w polskim Sejmie?
Nie wyobrażam sobie, aby sprawa eutanazji stała się przedmiotem debaty w polskim parlamencie. Stanowiłoby to zaprzeczenie wartości ludzkiego życia oraz wartości, jakimi żyjemy jako naród, który w swej historii doświadczył tak wielu trudnych chwil, tylu nieszczęść, a który zawsze się z nich odradzał, nie poddawał. Jan Paweł II zawsze głosił, że życie ludzkie jest darem Bożym i nikt, żadne prawo nie może pozbawiać człowieka tego daru. Człowiekowi choremu, cierpiącemu, zrozpaczonemu trzeba pomagać, przynosić ulgę w cierpieniu, stać przy nim, a nie pozbawiać go życia.
Reklama
W tym kontekście warto przypomnieć fragment z encykliki Jana Pawła II Evangelium vitae o wartości i nienaruszalności życia ludzkiego, w której Papież zauważa, że w naszych czasach „coraz silniejsza staje się pokusa eutanazji, czyli zawładnięcia śmiercią poprzez spowodowanie jej przed czasem i «łagodne» zakończenie życia własnego lub cudzego. W rzeczywistości to, co mogłoby się wydawać logiczne i humanitarne, przy głębszej analizie okazuje się absurdalne i nieludzkie. Stajemy tu w obliczu jednego z najbardziej niepokojących objawów «kultury śmierci», szerzącej się zwłaszcza w społeczeństwach dobrobytu, charakteryzujących się mentalnością nastawioną na wydajność, według której obecność coraz liczniejszych ludzi starych i niesprawnych wydaje się zbyt kosztowna i uciążliwa. Ludzie ci bardzo często są izolowani przez rodziny i społeczeństwo, kierujące się prawie wyłącznie kryteriami wydajności produkcyjnej, wedle których życie nieodwracalnie upośledzone nie ma już żadnej wartości” (n. 64).
Biorąc pod uwagę fakt, że dzisiejszy świat hołubi wszelkie sposoby „odmładzania” i wypiera myślenie o tym, że ludzkie życie kończy się śmiercią wydaje się, że temat tegorocznego Dnia Papieskiego „Jan Paweł II. Ewangelia starości i cierpienia” wydaje się trafiony wręcz idealnie…
Jak wspomniałem na początku, temat tegorocznego Dnia Papieskiego jest niezwykle aktualny. Zawarte jest w nim przesłanie nadziei. Starość, cierpienie i w końcu śmierć wpisane są w nasz los, stanowią część historii każdego człowieka, podobnie jak jego przyjście na świat i młodość. Uciekanie od tej rzeczywistości, „odmładzanie się” za wszelką cenę nie jest dobrym wyborem, bo prowadzi do nikąd. Z Ewangelii starości i cierpienia uczymy się, że jesteśmy w ręku kochającego nas Boga. Wyszliśmy od Niego i zmierzamy do Niego. On i tylko On może zaspokoić najgłębsze pragnienia ludzkiego serca i zapewnić nam wieczną młodość. Mądrość polega na tym, by przez życie wypełnione miłością i służbą przygotowywać się na ostateczne spotkanie z naszym Stwórcą i Zbawicielem. To On podtrzymuje naszą duchową młodość, która się nigdy nie starzeje i jest wstępem do życia, które nie będzie miało kresu.
Co dziś w kontekście tematu obecnego Dnia Papieskiego Jan Paweł II powiedziałby młodym Polakom, a co tym w wieku podeszłym?
Jan Paweł II liczył na młodych, nazywał ich nadzieją Kościoła, ale stawiał im również wymagania, bo sam sobie - od młodości - też stawiał wymagania. Dlatego był wiarygodny i młodzi go słuchali. Z pewnością powiedziałby dziś młodym, by realizując swoje marzenia, doceniali również doświadczenie i życiową mądrość ludzi w podeszłym wieku, bo sporo mogą się od nich nauczyć. A Polakom w wieku podeszłym może by powiedział, by darzyli zaufaniem młodych i byli gotowi dzielić się z nimi osobistym doświadczeniem, biorąc pod uwagę to, że wobec wyzwań współczesnego świata trzeba szukać nowych odpowiedzi.
Dziękuję za rozmowę.